Pamiętacie o cyklu, w którym opowiadamy Wam o bohaterkach książki „Reporterki” Magdaleny Wdowicz-Wierzbowskiej?
Dziś – poczytajcie o Lidii Ostałowskiej!
🪶 „Gdy idę na rozmowę, to przeprowadzam ją tak, jak ty w tej chwili ze mną. I właśnie to
jest świetne – odzywa się ten, kto nie wytrzymuje milczenia. Nauczyłam się wyczekiwać.
Cisza ma swoją dramaturgię i trzeba umieć ją czytać. Czasem następuje po niej coś nieoczekiwanego.
Nie trzeba się wcielać w rolę dziennikarki, która podstawia dyktafon
i bombarduje pytaniami. Zdarza się pomilczeć, popłakać, powzruszać się, powściekać.
Ale to są doświadczenia ludzkie, nie reporterskie. Człowiek-reporter częściej ma okazję,
żeby znaleźć się w takiej sytuacji, ale to, że jest reporterem, nijak go nie zbroi. To, że masz
za zadanie zebrać informacje, napisać tekst i jeszcze zrobić to szybko, może nawet kontakt
z rozmówcą zniszczyć”.
W „Reporterkach” jesteśmy z Lidią Ostałowską przy kuchennym stole. Widzimy drewniane łyżeczki wyrzeźbione przez Romów na Węgrzech – dziś trzyma w nich przyprawy, kiedyś służyły jako instrumenty perkusyjne. Dla niej to nie „pamiątka z wyjazdu”, tylko ślad spotkania z ludźmi, o których zwykło się mówić, że tylko żebrzą. Ostałowska podkreśla, że niczego nie kolekcjonuje, nie gromadzi bibelotów ani zdjęć – wierzy, że to, co naprawdę zapamiętała, po prostu w niej jest. A jednak te łyżeczki zostały. Ślad po bohaterach, którzy często obdarowywali ją drobiazgami, znikającymi potem gdzieś w odmętach codzienności.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
#reporterki #magdalenawdowiczwierzbowska #dowody #lidiaostałowska #reportaż
1 tydzień ago