Ciało Krahelskiej powieziono z Polnej wozem konnym na cmentarz na Służewie przy ulicy Renety. Obecna na pogrzebie Ludwika Nitschowa wspominała, że Krystyna została pochowana w trumnie z bali sosnowych, jak słowiańska bogini. To bardzo ładne porównanie, ale wybór miał prozaiczne przyczyny: dębowe trumny kosztowały jedenaście tysięcy złotych, ta kwota kilkakrotnie przekraczała średnie zarobki, dlatego powstańcy byli najczęściej ponownie grzebani w prostych, sosnowych.
Protokół z ekshumacji nie przetrwał, a może nigdy nie powstał – w co nie wierzyłam przez wiele miesięcy, bo przecież nazwisko Krystyny Krahelskiej widnieje nie tylko w książkach, ale znajduje się również w Archiwum Państwowym w Warszawie, na liście osób ekshumowanych w kwietniu 1944 roku. Ktoś, kto wprowadzał do bazy dane z kart, błędnie je odczytał: Krapelska.
Trudno mi było uwierzyć, że przepadł protokół akurat tej ekshumacji, że go nie znajdę.
Co by to właściwie dało, gdybym go znalazła?
Dowiedziałabym się, w co była ubrana – dziewczyny szły do powstania w sukienkach, w lekkich butach, układały włosy. Ale przecież wcale nie musiałaby być ubrana. Po tej operacji jej jedynym okryciem mogły być bandaż i prześcieradło.
Może dowiedziałabym się też z tego protokołu, że jakaś część ciała Krahelskiej odpadła przy przenoszeniu, jak przy ekshumacji kultowego dowódcy batalionu „Zośka” Andrzeja Romockiego „Morro”. To się zdarzało, niejeden czytelnik byłby
zadowolony.
Właściwie dlaczego nie, mogłabym i to napisać. Ostatecznie w całej tej książce nie robię nic innego, poza grzebaniem w szczątkach.
(fragment książki KRAHELSKA. KRAHELSKIE Olgi Gitkiewicz)
#krahelskakrahelskie #krystynakrahelska #olgagitkiewicz
4 dni ago